Wielokrotnie mnóstwo osób (w tym ja, jako osoba transpłciowa) próbowaliśmy tłumaczyć Sakowskiemu, że wprowadza w błąd. Mówi o zmianie płci na życzenie, podczas gdy w UK kolejka do Gender Identity Clinic w Londynie jest przewidziana na 4 lata czekania na pierwszą wizytę od momentu rekomendacji od lekarza. Wielokrotnie wspominiano mu, że nie przeprowadza się korekty płci na dzieciach, a jedynie podaje blokery. Tłumaczenia, że detranzycje w większości są powodowane transfobią jakiej doświadczamy, że szanse na depresję i samobójstwo spadają przy tranzycji - to nie ma dla niego znaczenia. Nie chodzi o nasze dobro i zdrowie. Chodzi o wykluczenie i demonizowanie. Jak się o nas martwisz Łukasz, walcz o szybszy dostęp do lekarzy zamiast fantazjować, może faktycznie uratujesz jakieś trans dziecko.
Najgorzej, że jest wiele osób, które biorą tego magistra biologii za jakiegoś eksperta. Typ z nauką (jako środowiskiem akademickim) nie ma nic wspólnego od lat, a coraz śmielej wypowiada się na wszystkie możliwe tematy. Jego anty-trans "poglądy" to jedynie wierzchołek góry lodowej tego co jest nie tak z tym człowiekiem i jego aktywizmem. Jego "tejki" na temat seksuologii czy tzw. "katastrofy" demograficznej są równie ciekawe.
Wielki plus za nazwanie go influencerem i aktywistą.
Generalnie ta historia powinna być przestrogą dla każdego ambitnego blogera/ki podejmującego temat szeroko-pojętej nauki. Oranie szurów nie jest takie trudne, niuansowanie nauki i komunikacja naukowa już jest.
Generalnie nie uważam, by było problem, gdy jest się influencerem popularyzującym naukę, "wypowiadanie na każdy temat", pod warunkiem, że 1) albo podąża się za konsensusem naukowym, 2) albo jeśli przytacza poglądy kontrowersyjne lub potencjalnie motywowane biasem, się to zaznacza. Niestety autor TTT nazywa ekspertów aktywistami, a aktywistów z SEGM obiektywnymi ekspertami.
Ja osobiście byłbym ostrożny. Generalnie uważam, że popularyzacja nauki w Internecie ma spory problem właśnie z udawaniem eksperta we wszystkim, a w połączeniu z brakiem pokory tworzy niebezpieczną mieszankę. To jest trochę chyba jakaś pozostałość po "ekspertach" telewizyjnych typu Bill Nye - dosyć zwyczajne postacie robiące za "ekspertów", choć stały za nimi całe zespoły i konsultanci. Bloger najczęściej jest sam, a jak już korzysta z usług konsultacyjnych to jakichś losowych freelancerów od scenariuszy, a nie poważnego researchu. (a coś o tym wiem, bo zdarzyło mi się mieć kilka takich anglojęzycznych zleceń dla m.in. YTberów).
Co oczywiście nie znaczy, że każdy taki wyląduje jak nasz Papież Nauki. Po prostu niech się zastanowi czy uprawia publicystykę czy komunikuje naukę, Łukasz miesza jedno z drugim, zabierając się do tego za kontrowersyjne tematy, i to jeszcze z zerową subtelnością czy językową gracją.
A swoją drogą, co do dziennikarstwa naukowego. Ktoś niedawno mi zwrócił uwagę na coś o czym wcześniej nie myślałem: Łukasz w gruncie rzeczy wykazuje dosyć małe zainteresowanie nauką jako taką. (pomijam filozofię nauki, w której jest kompletnym ignorantem, no ale to trochę IMHO wina polskiego systemu edukacji wyższej) Jego content opiera się na albo normickich obrazkach i memach albo kontrowersyjnych tematach, ewentualnie opisie tematu przy korzystaniu z podręczników dla początkujących studentów. Dawniej debunkowaniu. Nie kojarzę, żeby wspominał gdziekolwiek o jakichś nowościach w nauce, o tym co się dzieje tu i teraz.
W sensie ja się zgadzam z tym co mówisz, sam w zasadzie zwinąłem swojego bloga w przeszłości, bo miałem wrażenie, że to nie ma sensu z powodów, o których wspominasz. Szczególnie, że, tak mi się wydaje, im bardziej "poważnie" traktuje się swoje blogowanie, w tym jak pracę, tym bardziej prawdopodobne, że człowiek kończy w taki przykry sposób jak TTT. Natomiast nadal uważam, że gdyby ktoś chciał, jako hobby np, nie dla kasy, mógłby pisać do rzeczy i ciekawie popularyzując innym, pod warunkiem, że wkładałby w to pracę, nie wyciskał 2 notki tygodniowo plus 25 memów.
Tak czy siak własnych uprzedzeń się nie pokona, rozsądni ludzie będą unikać tematów, co do których są uprzedzeni, nierozsądni będą kończyć jak Scott Adams.
Teraz jasno widać, że zawsze chodziło mu o wyśmiewanie ludzi. Po prostu kiedyś wyśmiewał foliarzy, więc to nie było tak ewidentne, bo wydawało się, że stoi po stronie nauki.
> Czytelnik może zauważyć, że w tym wpisie nazywam autora TTT aktywistą anty-trans.
A jak go nazwać inaczej? Pod względem stosunku "popularyzacji nauki" do "paniki moralnej i heheszków" jego treści dotyczące osób trans i otyłych wypadają słabo nawet w porównaniu do inflencerów sportowych - czyli ludzi, którzy mają wbudowany bias i w widownię, i w tematykę.
Usunąłem komentarz ze spekulacjami na temat osobistego życia autora TTT, bo 1) to spekulacje właśnie 2) fundamentalnie nieistotne dla kwestii opisywanych w moim wpisie.
Fakt zapisania że blokery hormonalne doprowadzają do osteoporozy jest śmiesznym zatajeniem prawdy. Mianowicie takie blokery jak Octan Cyproteronu (Androcur) albo Spironolakton faktycznie prowadzą do osteoporozy, ale przy znacznie dłuższym stosowaniu bez zastosowania hormonalnej terapii zastępczej. Dlatego przy okazji stosuje się hormony a same blokery używa się na samym początku ok. Pół roku. Jest to wystarczający czas aby doprowadzić do zamierzonego ograniczenia w tym przypadku testosteronu a nie uszkodzeniu kości i wątroby
Wielokrotnie mnóstwo osób (w tym ja, jako osoba transpłciowa) próbowaliśmy tłumaczyć Sakowskiemu, że wprowadza w błąd. Mówi o zmianie płci na życzenie, podczas gdy w UK kolejka do Gender Identity Clinic w Londynie jest przewidziana na 4 lata czekania na pierwszą wizytę od momentu rekomendacji od lekarza. Wielokrotnie wspominiano mu, że nie przeprowadza się korekty płci na dzieciach, a jedynie podaje blokery. Tłumaczenia, że detranzycje w większości są powodowane transfobią jakiej doświadczamy, że szanse na depresję i samobójstwo spadają przy tranzycji - to nie ma dla niego znaczenia. Nie chodzi o nasze dobro i zdrowie. Chodzi o wykluczenie i demonizowanie. Jak się o nas martwisz Łukasz, walcz o szybszy dostęp do lekarzy zamiast fantazjować, może faktycznie uratujesz jakieś trans dziecko.
Najgorzej, że jest wiele osób, które biorą tego magistra biologii za jakiegoś eksperta. Typ z nauką (jako środowiskiem akademickim) nie ma nic wspólnego od lat, a coraz śmielej wypowiada się na wszystkie możliwe tematy. Jego anty-trans "poglądy" to jedynie wierzchołek góry lodowej tego co jest nie tak z tym człowiekiem i jego aktywizmem. Jego "tejki" na temat seksuologii czy tzw. "katastrofy" demograficznej są równie ciekawe.
Wielki plus za nazwanie go influencerem i aktywistą.
Generalnie ta historia powinna być przestrogą dla każdego ambitnego blogera/ki podejmującego temat szeroko-pojętej nauki. Oranie szurów nie jest takie trudne, niuansowanie nauki i komunikacja naukowa już jest.
Generalnie nie uważam, by było problem, gdy jest się influencerem popularyzującym naukę, "wypowiadanie na każdy temat", pod warunkiem, że 1) albo podąża się za konsensusem naukowym, 2) albo jeśli przytacza poglądy kontrowersyjne lub potencjalnie motywowane biasem, się to zaznacza. Niestety autor TTT nazywa ekspertów aktywistami, a aktywistów z SEGM obiektywnymi ekspertami.
Ja osobiście byłbym ostrożny. Generalnie uważam, że popularyzacja nauki w Internecie ma spory problem właśnie z udawaniem eksperta we wszystkim, a w połączeniu z brakiem pokory tworzy niebezpieczną mieszankę. To jest trochę chyba jakaś pozostałość po "ekspertach" telewizyjnych typu Bill Nye - dosyć zwyczajne postacie robiące za "ekspertów", choć stały za nimi całe zespoły i konsultanci. Bloger najczęściej jest sam, a jak już korzysta z usług konsultacyjnych to jakichś losowych freelancerów od scenariuszy, a nie poważnego researchu. (a coś o tym wiem, bo zdarzyło mi się mieć kilka takich anglojęzycznych zleceń dla m.in. YTberów).
Co oczywiście nie znaczy, że każdy taki wyląduje jak nasz Papież Nauki. Po prostu niech się zastanowi czy uprawia publicystykę czy komunikuje naukę, Łukasz miesza jedno z drugim, zabierając się do tego za kontrowersyjne tematy, i to jeszcze z zerową subtelnością czy językową gracją.
A swoją drogą, co do dziennikarstwa naukowego. Ktoś niedawno mi zwrócił uwagę na coś o czym wcześniej nie myślałem: Łukasz w gruncie rzeczy wykazuje dosyć małe zainteresowanie nauką jako taką. (pomijam filozofię nauki, w której jest kompletnym ignorantem, no ale to trochę IMHO wina polskiego systemu edukacji wyższej) Jego content opiera się na albo normickich obrazkach i memach albo kontrowersyjnych tematach, ewentualnie opisie tematu przy korzystaniu z podręczników dla początkujących studentów. Dawniej debunkowaniu. Nie kojarzę, żeby wspominał gdziekolwiek o jakichś nowościach w nauce, o tym co się dzieje tu i teraz.
W sensie ja się zgadzam z tym co mówisz, sam w zasadzie zwinąłem swojego bloga w przeszłości, bo miałem wrażenie, że to nie ma sensu z powodów, o których wspominasz. Szczególnie, że, tak mi się wydaje, im bardziej "poważnie" traktuje się swoje blogowanie, w tym jak pracę, tym bardziej prawdopodobne, że człowiek kończy w taki przykry sposób jak TTT. Natomiast nadal uważam, że gdyby ktoś chciał, jako hobby np, nie dla kasy, mógłby pisać do rzeczy i ciekawie popularyzując innym, pod warunkiem, że wkładałby w to pracę, nie wyciskał 2 notki tygodniowo plus 25 memów.
Tak czy siak własnych uprzedzeń się nie pokona, rozsądni ludzie będą unikać tematów, co do których są uprzedzeni, nierozsądni będą kończyć jak Scott Adams.
Teraz jasno widać, że zawsze chodziło mu o wyśmiewanie ludzi. Po prostu kiedyś wyśmiewał foliarzy, więc to nie było tak ewidentne, bo wydawało się, że stoi po stronie nauki.
> Czytelnik może zauważyć, że w tym wpisie nazywam autora TTT aktywistą anty-trans.
A jak go nazwać inaczej? Pod względem stosunku "popularyzacji nauki" do "paniki moralnej i heheszków" jego treści dotyczące osób trans i otyłych wypadają słabo nawet w porównaniu do inflencerów sportowych - czyli ludzi, którzy mają wbudowany bias i w widownię, i w tematykę.
Postuluję określenie hejtywista ;)
Usunąłem komentarz ze spekulacjami na temat osobistego życia autora TTT, bo 1) to spekulacje właśnie 2) fundamentalnie nieistotne dla kwestii opisywanych w moim wpisie.
Fakt zapisania że blokery hormonalne doprowadzają do osteoporozy jest śmiesznym zatajeniem prawdy. Mianowicie takie blokery jak Octan Cyproteronu (Androcur) albo Spironolakton faktycznie prowadzą do osteoporozy, ale przy znacznie dłuższym stosowaniu bez zastosowania hormonalnej terapii zastępczej. Dlatego przy okazji stosuje się hormony a same blokery używa się na samym początku ok. Pół roku. Jest to wystarczający czas aby doprowadzić do zamierzonego ograniczenia w tym przypadku testosteronu a nie uszkodzeniu kości i wątroby